poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Alone Together Part III

Dni mijały, a na drzewach pojawiły się pierwsze liście. Słońce witało świat coraz wcześniej, roztapiając lód i budząc wszystko do życia. Ja nie wychodziłem jednak z domu, gdyż moja matka zachorowała. Był u niej doktor, ale nie mógł nam powiedzieć  co jej dokładnie dolegało. Powiedział jedynie, że to już nie jego pierwszy przypadek, że w mieście pojawia się coraz więcej ludzi z podobnymi objawami. Przypisał jej antybiotyki i pospieszył do kolejnych pacjentów. Zostawił nas samych, abyśmy borykali się z nieustanną gorączką i wymiocinami matki. Byłem jedynakiem, dlatego to na mnie przypadła opieka nad nią, kiedy ojciec przesiadywał w pracy, zastępując swoją żonę na jej stanowisku. Jak tylko dowiedziano się tam, że ciężko zachorowała, tłoczono się drzwiami i oknami, by życzyć jej szybkiego powrotu do zdrowia. Musiałem niekiedy wypraszać ich siłą by dali zmęczonej matce odpocząć, zapraszając ich dopiero kiedy całkiem wyzdrowieje. Łudziłem się, że to jeszcze nastąpi.
Z każdym dniem jej stan się pogarszał. Na początku antybiotyki działały i pozwalało jej to na swobodne oddychanie, a nawet spacery po domu. Niestety sielanka nie trwała zbyt długo i była już do końca przykuta do łóżka, nie mogąc nawet ruszyć palcem. Była wypompowana z sił, przez ciągłą walkę z chorobą. Zaczęła kaszleć krwią, dlatego od tamtej pory trzeba było nad nią przesiadywać cały czas, żeby przypadkiem się nią nie zadławiła. Przestaliśmy z ojcem praktycznie spać, siedząc przy jej łóżku dniami i nocami, zapominając o obowiązkach. Skupiliśmy się tylko nad jedyną kobietą w naszym życiu, która była dla nas dosłownie wszystkim.
Umarła w pierwszy dzień wiosny. Nie pomógł żaden lekarz, żadne lekarstwo, czy żadne modlitwy. Po prostu zasnęła i już nigdy nie otworzyła oczu. Zostawiła jedynie po sobie puste miejsce przy rodzinnym stole i tone biżuterii oraz ubrań, które nadal wypychały wszystkie szafki i komody. Dom nie był już taki sam bez jej codziennego porannego świergotania, jej rządzenia w kuchni, czy po prostu zwykłego siedzenia w salonie przy kominku i czytania swoich ulubionych, kiczowatych romansów, bez których jak twierdziła nie byłaby nigdy z ojcem bo nie wiedziałby jak się przy nim odpowiednio zachować.
Wyprawiliśmy jej pogrzeb i pożegnaliśmy się po raz ostatni na cmentarzu, kiedy jej ciało było zakopywane w ziemi. Wszyscy płakali, pogada jakby się z nimi zmówiła i zaczęło padać. Mój ojciec już nie powstrzymywał się od łez, które płynęły strumieniami po jego pulchnych policzkach i spadały na kwiaty, białe róże - ulubione kwiaty mojej matki, które miał położyć na gotowym grobie. Ja nadal nie poroniłem ani jednej łzy. Czułem zbyt dużą pustkę by wyrazić jakiekolwiek emocje. Położyłem dłoń na ramieniu ojca i spuściłem głowę. Krople deszczu zastąpiły łzy i zaczęły spływać po mojej twarzy, na co siostra mojej matki zaczęła szlochać jeszcze bardziej myśląc, że właśnie się kompletnie załamałem. Owszem było tak, jedynie nadal nie potrafiłem wyrazić tego niczym innym niż mocniejszym ściskiem na ramieniu ojca.
Wracałem z pogrzebu sam, ze spuszczoną głową, wpatrując się intensywnie w swoje buty. Nie mogłem znieść bliskości innych. Zamiast mi pomóc, wpędzali mnie w jeszcze większą depresję, sprawiając, że dziura w sercu zamiast się zmniejszać, zwiększała się i sprawiała, że czułem się jakbym już tego serca nie miał. Deszcz przestał padać jak tylko opuściłem cmentarz, jednak ubrania nadal miałem mokre i niewygodnie przyklejały sie do mojej skóry. Myślałem, że może słońce zdoła je wysuszyć, jednak było ona tamtego dnia bardzo obrażone na świat i ukryło się za chmurami, pozostawiając świat w ciemnościach do końca tego dnia.
Westchnąłem głęboko, spojrzałem w końcu przed siebie i aż zatrzymałem się z wrażenia. Kilka metrów ode mnie stał wielki mężczyzna, który wydzierał się na całe gardło i wymachiwał swoją ogromną pięścią w stroną małej i wychudzonej twarzyczki. Zajęło mi to chwile zanim zorientowałem się, że nad tą twarzyczką wyrastały jasne blond kosmyki włosów, które opadały na nią i przykrywały nowe, świeże siniaki. Rozejrzałem się po okolicy i wszystko potwierdziło, że znalazłem się po raz kolejny przy burdelu. Zaskoczony zacząłem się przyglądać sytuacji, która odbywała się praktycznie przede mną.
- Obiecałeś, że dostarczysz pieniądze do końca tygodnia! Specjalnie zainwestowałem je w Ciebie! Miałeś mi przynieść zysk, a nie same straty!- wrzeszczał coraz głośniej, szarpiąc chłopaka w każdą stronę. Blondyn był przy nim tak drobny, że wyglądało to jakby dziecko bawiło się właśnie swoją lalką. - Gdzie są moje pieniądze!?
- Nie ... nie ... mam - z trudem powiedział chłopak, kiedy ręka wielkoluda złapała kurczowo za jego gardło i podniosła do swojego poziomu. Szarpał się i starał się ostatkiem sił odepchnąć rękami, uderzając co jakiś czas małymi piąstkami w jego ręce czy klatkę piersiową. Mężczyzna nie przestawał się wydzierać na całą dzielnicę, co sprawiło, że wokół całego zdarzenia zbiegła się niemała grupka ciekawskich. Z biegiem czasu blondyn stracił siły i zawisł w bezruchu, wlepiając swoje przestraszone ślepia w twarz napastnika.
Poczułem się dziwnie kiedy zobaczyłem jak oczy chłopaka powoli gasną, a jego klatka piersiowa w końcu się nie podnosi. Już nie myśląc podbiegłem do nich i klepnąłem, wielkoluda w ramię.
- Proszę wybaczyć, ale czy mógłby mi Pan wytłumaczyć co się to dzieje? Byłem umówiony z tym oto człowiekiem - wskazałem palcem na wiszącego jeszcze blondyna - Niechże go Pan w końcu puści! - jak na komendę mężczyzna puścił go i zdezorientowany zaczął mnie przepraszać. Wyjaśniając, że o niczym nie wiedział i, że w zaistniałej sytuacji dostanę darmową godzinę. Schylił się głęboko i znów zaczął mnie przepraszać, na co prychnąłem w jego kierunku i spojrzałem na leżącego na ziemi chłopaka.
- Może szanowny Pan chce kogoś innego? Do wyboru jest wiele nowych i młodych chłopaków! - wtrącił się wielkolud, który najwyraźniej okazał się właścicielem całego burdelu i za wszelką cenę starał się załagodzić sytuację. Po stroju widać, że byłem kimś ważnym dlatego, nie mógł sobie pozwolić, żeby moja opinia zepsuła jego cały interes.
- Nie, chcę jego. - powiedziałem uparcie i natychmiast skrzyżowałem ręce na piersi. Chłopak wstał z trudem i jeszcze bardziej zdezorientowany wysilił się na słaby uśmiech.
- Tak więc .... zapraszam - uniósł rękę i wskazał nią pobliskie drzwi do budynku. Przed wejściem do środka obdarzyłem wszystkich spojrzeniem pełnym pogardy, po czym wszedłem w głąb ciemnego budynku, idąc za kulejącym blondynem na koniec starego korytarza. Otworzył ostatnie drzwi i puścił mnie przodem. Jak tylko wszedłem moim oczom ukazało się wielkie łoże, które zajmowało prawie cały pokoik. Jego pościel miała kolor czerwony i była bardzo miła w dotyku. Widać, że dużo w nie zainwestowano. Na ścianie obok było okno, które w tamtym momencie było zakryte przez ciemną kurtynę, sprawiając, że panował półmrok. Ściany były w niektórych miejscach pobrudzone i tapeta odchodziła przy kątach, jednak nie rzucało to się tak bardzo w oczy. Sam pokój był ubogi i prawie bez mebli, jakby chciano się skupić jedynie na jego przeznaczeniu.
Zdjąłem z siebie płaszcz i powiesiłem go na krześle. Moje ubranie nadal kleiło się do skóry, dlatego zdjąłem kamizelkę i rozpiąłem swoją koszulę. Starając się choć w pewnym stopniu odczepić uciążliwy materiał od skóry. Blondyn nadal stał przy drzwiach i wpatrywał się we mnie niewyraźnym wzrokiem, jakby nie mógł zrozumieć co się wokół niego dzieje. Po chwili podszedł do mnie chwiejnym krokiem i rozpiął kolejny guzik mojej koszuli. Spojrzał mi prosto w oczy, dopiero wtedy mogłem zobaczyć jak bardzo były puste, bez jakichkolwiek emocji. Stanął na palcach i dosięgnął moich ust, całując je łapczywie i natarczywie. Otworzyłem szeroko oczy z zaskoczenia i w pierwszej chwili zacząłem go od siebie odpychać, po czym zrozumiałem, że właśnie o to w naszym spotkaniu chodziło. To za to miałem zapłacić. Oddałem się miękkości jego ust i przymknąłem oczy, nadal czując się dość niekomfortowo w zaistniałej sytuacji. Jakby na zawołanie poczułem łzy spływając po mojej ręce, kiedy złapałem jego małą twarz w swoje dłonie i przybliżyłem do siebie jeszcze bardziej. Odsunąłem się prawie natychmiast i moim oczom ukazał się blondyn, który wycierał pospiesznie swoje czerwone oczy. Słychać było cichy szloch i poczułem jak od jego ciała przechodzą do mnie lekkie drgawki.
- Nie musisz tego robić - położyłem dłoń na jego ramieniu, starając się go jakoś pocieszyć. Wiedziałem, że nigdy nie byłem dobry w tych sprawach, jednak widok chłopaka mnie kompletnie załamał i chciałem zrobić coś co mu pomoże i przestanie w końcu płakać. - Możesz się przespać jak chcesz, ja poczekam i wyjdę w odpowiednim momencie. - przemyślałem wszystko w głowie i miałem nadzieje, że mój pomysł wypali. On już przez moment próbował zatrzymać spływające łzy, jednak kiedy usłyszał moje słowa rozpłakał się jeszcze bardziej. Westchnąłem głęboko nie wiedząc co zrobić, ale instynktownie objąłem go mocno i przytuliłem do siebie. On zamarł i nawet nie próbował się wyrywać. Zajęło mu to chwilę zanim przyzwyczaił się do nowego uczucia i w końcu odwzajemnił słaby uścisk, delikatnie objąwszy mnie swoimi rączkami w pasie. Schował swoją twarz w mojej koszuli, która znów stała się mokra, jedynie tym razem od łez. Czułem się jakbym przytulał porcelanową laleczkę, która w każdej chwili mogła się potłuc. Bałem się, że gdy ścisne mocniej to pęknie w moich rękach. Dotarło do mnie, że nie mogę na to pozwolić. Jest zbyt niewinny na takie traktowanie.
- Proszę połóż się i odpocznij - wyszeptałem mu do ucha, na co w odpowiedzi usłyszałem pomruk i jego rączki ścisnęły mnie jeszcze bardziej. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i podniosłem go bez problemu z podłogi, po czym położyłem na łożu. Nie wiem czy bardzo protestował, ponieważ kiedy tylko jego ciało dotknęło pościeli, zamknął oczy i nie chciał już ich więcej otworzyć. Usiadłem na krześle obok i zacząłem się mu przyglądać, mogłem zrobić to w końcu na spokojnie.
Blondyn wtulił się w kołdrę i przytulił mocno poduszkę. Rozczochrane włosy, opadały mu chaotycznie na twarz i nie dało się nic przez nie zobaczyć. Dlatego odgarnąłem je delikatnie ręką i skrzywiłem się na widok jego twarzy. Miał kilka porządnych siniaków i podbite oko, zaschła krew utworzyła stróżek od jego nosa, a spuchnięta warga robiła się coraz bardziej sina. Kiedy skierowałem wzrok na jego ręce i nogi zobaczyłem dokładnie to samo co na twarzy. Był całkowicie poobijany, mogłoby mu tak naprawdę dolegać coś poważniejszego, zważając na to jak ten dryblas go potraktował. Jego klatka piersiowa podnosiła się miarowo, ale bardzo powoli. Położyłem dłoń na jego czole i poczułem jak dosłownie mnie parzy, więc odsunąłem ją szybko. Jego stan sprawił, że moje serce pękło po raz kolejny tego dnia. Nie mogłem więcej wytrzymać. Pierwsza łza spłynęła z trudem, jednak kolejne były coraz łatwiejsze i częstsze. Schowałem twarz w dłoniach i dałem upust swoim emocjom.
- Dlaczego płaczesz? ... - usłyszałem cichutki i zachrypły głos. Nie wiedziałem co miałem mu odpowiedzieć, nie wiedziałem czy w ogóle powinienem to zrobić. Nie rozumiałem dlaczego się w takie coś wplątałem, przecież mogłem w każdej chwili wyjść i zapomnieć o wszystkim. Ale było już na to za późno. Uniosłem głowę i spojrzałem na niego. Chciałem w tamtym momencie po raz pierwszy od dawna być po prostu szczerzy.
- Przez Ciebie - starałem się by mój głos brzmiał normalnie - to wszystko przez Ciebie. - Jego oczy się rozszerzyły i jego usta nagle otworzyły się jakby miał coś powiedzieć, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Ta cisza pomiędzy nami sprawiła, że po raz kolejny miałem ochotę uciec. Jakby pogrzeb matki nie był wystarczającą atrakcją jak na jeden dzień. Nie mogłem zrozumieć dlaczego to ja musiałem przez to przechodzić. Po chwili zrozumiałem, że w sumie nie musiałem przez to wszystko przechodzić sam. Spojrzałem chłopakowi prosto w oczy i w tamtym momencie podjąłem decyzję, której nigdy nie będę żałować i którą bym podjął jeszcze raz jakby było trzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz