środa, 4 maja 2016

Sunrise

Parring you and your bias

Pisk hamulca obudził mnie po długiej podróży. Końcowy przystanek. W ogóle się nie zmienił. Jest taki jak zapamiętałam go kilka lat temu, kiedy wyjeżdżałam na studia. Musze jednak teraz wrócić do małego miastecka w którym się wychowałam. Studia za granicą są bardzo drogie, musiałam podjąć prace przez co zaniedbałam naukę. W skrócie nie dałabym rady zdać tego roku, nie dałabym rady się utrzymać. Tylko jak ja to powiem rodzicom? Przez ostatni czas ich okłamywałam, mówiłam że wszystko jest dobrze. Czy mnie zrozumieją? Skończyłam magisterkę może jakoś m wybaczą?
Pogrążona w myślach szłam po wąskich uliczkach. Tyle wspomnień. Tak bardzo tęskniłam za tym  miastem. Nie wierze, że kiedyś tak bardzo chciałam wyjechać.
***
- Próba mikrofonu, raz dwa, raz dwa trzy. Hey, hey tu Y/B/N dziś ja ogłaszam komunikaty. Atention, mamy korek ciągnący się  zachodu, get off at 79th i pojedzcie w lewą stronę. Poczekajcie chwilę… Y/N wróciłaś do domu!
- Y/B/N, hey.
- Dobrze cię znowu widzieć.- chłopak posłał mi ciepły uśmiech.- Hey kiedyś też ogłaszałaś co nie?
- Raz czy dwa.- odpowiedziałam speszona.
- Posłuchaj tylko.- chłopak zdawał się być bardzo zadowolony ze swojej pracy.- Uwaga przypominam wielki korek zderzył się Double Decker lepiej omijajcie centrum jeśli nie chcecie stać. A teraz uwaga mamy specjalnego gościa. Y/N wróciła wiec przywitajcie ją ciepło. Y/N przywitaj się.
- Dzień dobry.- powiedziała, a stres związany z powrotem całkowicie mi minął.
Y/B/N  zawsze taki był, odkąd zaczął pracę u moich rodziców. Zawsze potrafił poprawić mi humor.
- One moment, za raz I am traing to help you.- Y/B/N prawie wykrzyczał do słuchawki.
- Kto nauczył cię angielskiego?- zaśmiałam się słysząc jego akcent.
- Nieznośni kierowcy.- odpowiedział opryskliwie.
- Daj pomogę. – wzięłam od niego słuchawkę i wysłuchałam na czym polegał problem. Potem szybko przetłumaczyłam jak zgubiony kierowca ma ominąć korki.
- Dziękuje, czy jak tam wy to mówicie Thank you.- Y/B/N  uśmiechnął się do mnie.
Niedługo potem wrócili moi rodzice. Niestety przewidziałam naszą awanturę. Dobrze, że Y/B/N tego nie słyszał.
***
Zapadł zmrok. W końcu rodzice jakoś zrozumieli. Wyszłam więc na spacer zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Idąc przez park zauważyłam s Y/B/N jedzącego na jednej z ławek stojących wzdłuż alejki. Wyglądał na trochę załamanego.
- Wszystko w porządku.- spytałam. Chłopak spojrzał mi w oczy i spróbował się uśmiechnąć.
- Myślę, że język mnie po prostu przerasta.- powiedział kiedy usiadłam obok.
- Wiem co czujesz, na studiach miałam tak samo.- położyłam mu rękę na ramieniu.-  Nie wiem czy dam radę znów tam wrócić i żyć w obcej kulturze.
- Koreański nie jest taki trudny.- Y/B/N zaczął się śmiać.- Angielski jest o wiele trudniejszy.
- Mówisz tak tylko dlatego, że jesteś Koreańczykiem.- Jego nagła zmiana humoru udzieliła się również mi. Obydwoje zaczęliśmy się śmiać. – Mogę ci pomóc z nauką jeśli chcesz.
Tak mijały nam kolejne dni. Spotykaliśmy się codziennie wieczorem na tej samej ławce, ucząc się obydwu języków.
- Jesteś gotowy, żeby spróbować jeszcze raz?- spytałam jak tylko znów się spotkaliśmy.
- Chyba jestem.- odpowiedział.
- Okay to zaczynamy. – mimowolnie się uśmiechnęłam.- Kąt.
- Corner.
- Sklep.
- Store.
-Żarówka.
- Light bulb.
- Jesteś pewien?
- Tak jestem.
- Trzy na trzy wszystko poprawnie.
- Naucz mnie czegoś jeszcze.
- Ciepło
- Heat.
- Zaszła noc.
- Last night.
- Kocham Cię.
- I love you.
- Może tak właśnie jest. – sama nie spodziewałam się swoich słów. Spojrzałam na Y/B/N z zaskoczeniem. On uśmiechnął się do mnie. Nie zdążyłam się wytłumaczyć bo poczułam delikatny dotyk na moich wargach.
- Wszystko może się zdarzyć, przed wschodem słońca.- chłopak uśmiechnął się i pogłębił pocałunek.



DotMary


sobota, 30 kwietnia 2016

Lightsaber

Wraz z Sehunem siedziałam w jego pokoju. Graliśmy na playstation. Siedziałam pomiędzy jego nogami oparta o jego klatkę piersiowa. Trwaliśmy w tej pozycji przez jakiś czas. Nagle do pokoju wbiegł poważny Suho a za nim śmiejąca sje Wiktoria. Popatrzyliśmy na nich zdezorientowani. Zapytałam sie co sie stało, ale Wiktoria tak bardzo sie śmiała ze nie mogła nic powiedzieć. 
-Powiedziała ze mój miecz świetlny jest mały- powiedział Suho z naburmuszona mina pięciolatka. Nie wiedziałam co powiedzieć wiec siedziałam z rozdziawiona brudzia. 
-Ma racje, wiadomo od dawna ze mój miecz jest największy - rzekł z poważna mina mój chłopak. Wstał i zaczął kłócić sie z liderem, który juz chyba wyczuł co sie swieci. Powiedział ze widział miecze każdego z zespołu i nie dorównują długością swoich mieczykow do jego miecza giganta. Teraz razem z Wiktoria śmiałyśmy sie na łożku. Żałowałam ze nie mamy popcornu, który by idealnie pasował do sytuacji. Czułam sie jak na jakiejś komedii w kinie.
-A może pokażemy nasze miecze dziewczynom i one zdecydują? - Stwierdził mój bardzo "inteligentny" chłopak.  Popatrzyłam na niego jak na idiotę, którym szczerze mówiąc jest. Chciałam wyjsć jak najszybciej, co niestety nie było mi dane. Sehun złapał mnie za ramiona blokując mi drogę a Suho zamknął drzwi na klucz chowający go do swoich spodni. W mojej głowie było pełno myśli. Chciałam wyskoczyć przez okno. Wyjście przez nie z 21 piętra nie mogło skończyć sje dobrze. Szczerze mówiąc wolałabym chyba juz pobyt w szpitalu albo na cmentarzu, bardziej niż uczestniczenie w tej głupiej wymianie zdań. Jednak głos rozsądku kazał mi usiąść i posłuchać dalej. Kłócili sie przez jakiś czas z Wiktoria, a ja sie poddałam. Wiem ze z glupszymi nie wygram. Suho powiedział ze pokażą nam je w tej danej chwili a my je zmierzymy i ocenimy. Niestety nie miałyśmy innego wyboru. Sehun poszedł szukać kartki, długopisu i czegoś do mierzenia.  Nie znalazł linijki, wiec pomysłowy Lider okazał swoją inteligencje i umiejętości radzenia sobie w trudnych chwilach
-A może niech zmierza swoimi ściśniętymi dłońmi? Jedna to jeden punkt. A wygra ten który będzie miał więcej. - w myślach przybiłam sobie piątkę w twarz. Nie liczyli sie z naszymi głośnymi protestami . Miałam taka sama dłoń jak Wiktoria wiec ja miałam zmierzyć miecz Sehuna a ona Suhego. Odwrócili sie do nas tyłem i pochylając sie zaczęli sie z czymś mocować. Po chwili z obawa otworzyłam jedno oko i zobaczyłam ze stoją juz przed nami ze swoimi mieczami w dłoniach. Suho z czerwonym a Sehun niebieskim. Sehun podszedł do mnie a ja zaczęłam go mierzyć. Suho stał ze skupiana mina i patrzył jak Wiktoria mierzy. Skończyłam nie mówiąc wyniku, czekałam az Wiktoria zrobi to pierwsza. Jak sie okazało Sehun wygrał o jedna dłoń. Nie obyło sie bez głosów oburzenia Lidera ze to wszystko było ustawione. Mój chłopak podszedł i szepnął mi krótkie dziękuje po czym pocałował mnie czule. W czasie pocałunku czułam jak sie uśmiecha. 

-Więcej sie z wami nie bawię, ale i tak wiem ze moj jest większy- powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. Wiktoria znów sie śmiała, stwierdziła ze Jongin pewnie będzie chciał kurczaka to pójdzie mu zrobić. Zostawiła nas samych. 
-A może chcesz sie ponowić moim mieczem?- mrugnął do mnie Sehun ze śmiechem.



Maknaex 

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Alone Together Part III

Dni mijały, a na drzewach pojawiły się pierwsze liście. Słońce witało świat coraz wcześniej, roztapiając lód i budząc wszystko do życia. Ja nie wychodziłem jednak z domu, gdyż moja matka zachorowała. Był u niej doktor, ale nie mógł nam powiedzieć  co jej dokładnie dolegało. Powiedział jedynie, że to już nie jego pierwszy przypadek, że w mieście pojawia się coraz więcej ludzi z podobnymi objawami. Przypisał jej antybiotyki i pospieszył do kolejnych pacjentów. Zostawił nas samych, abyśmy borykali się z nieustanną gorączką i wymiocinami matki. Byłem jedynakiem, dlatego to na mnie przypadła opieka nad nią, kiedy ojciec przesiadywał w pracy, zastępując swoją żonę na jej stanowisku. Jak tylko dowiedziano się tam, że ciężko zachorowała, tłoczono się drzwiami i oknami, by życzyć jej szybkiego powrotu do zdrowia. Musiałem niekiedy wypraszać ich siłą by dali zmęczonej matce odpocząć, zapraszając ich dopiero kiedy całkiem wyzdrowieje. Łudziłem się, że to jeszcze nastąpi.
Z każdym dniem jej stan się pogarszał. Na początku antybiotyki działały i pozwalało jej to na swobodne oddychanie, a nawet spacery po domu. Niestety sielanka nie trwała zbyt długo i była już do końca przykuta do łóżka, nie mogąc nawet ruszyć palcem. Była wypompowana z sił, przez ciągłą walkę z chorobą. Zaczęła kaszleć krwią, dlatego od tamtej pory trzeba było nad nią przesiadywać cały czas, żeby przypadkiem się nią nie zadławiła. Przestaliśmy z ojcem praktycznie spać, siedząc przy jej łóżku dniami i nocami, zapominając o obowiązkach. Skupiliśmy się tylko nad jedyną kobietą w naszym życiu, która była dla nas dosłownie wszystkim.
Umarła w pierwszy dzień wiosny. Nie pomógł żaden lekarz, żadne lekarstwo, czy żadne modlitwy. Po prostu zasnęła i już nigdy nie otworzyła oczu. Zostawiła jedynie po sobie puste miejsce przy rodzinnym stole i tone biżuterii oraz ubrań, które nadal wypychały wszystkie szafki i komody. Dom nie był już taki sam bez jej codziennego porannego świergotania, jej rządzenia w kuchni, czy po prostu zwykłego siedzenia w salonie przy kominku i czytania swoich ulubionych, kiczowatych romansów, bez których jak twierdziła nie byłaby nigdy z ojcem bo nie wiedziałby jak się przy nim odpowiednio zachować.
Wyprawiliśmy jej pogrzeb i pożegnaliśmy się po raz ostatni na cmentarzu, kiedy jej ciało było zakopywane w ziemi. Wszyscy płakali, pogada jakby się z nimi zmówiła i zaczęło padać. Mój ojciec już nie powstrzymywał się od łez, które płynęły strumieniami po jego pulchnych policzkach i spadały na kwiaty, białe róże - ulubione kwiaty mojej matki, które miał położyć na gotowym grobie. Ja nadal nie poroniłem ani jednej łzy. Czułem zbyt dużą pustkę by wyrazić jakiekolwiek emocje. Położyłem dłoń na ramieniu ojca i spuściłem głowę. Krople deszczu zastąpiły łzy i zaczęły spływać po mojej twarzy, na co siostra mojej matki zaczęła szlochać jeszcze bardziej myśląc, że właśnie się kompletnie załamałem. Owszem było tak, jedynie nadal nie potrafiłem wyrazić tego niczym innym niż mocniejszym ściskiem na ramieniu ojca.
Wracałem z pogrzebu sam, ze spuszczoną głową, wpatrując się intensywnie w swoje buty. Nie mogłem znieść bliskości innych. Zamiast mi pomóc, wpędzali mnie w jeszcze większą depresję, sprawiając, że dziura w sercu zamiast się zmniejszać, zwiększała się i sprawiała, że czułem się jakbym już tego serca nie miał. Deszcz przestał padać jak tylko opuściłem cmentarz, jednak ubrania nadal miałem mokre i niewygodnie przyklejały sie do mojej skóry. Myślałem, że może słońce zdoła je wysuszyć, jednak było ona tamtego dnia bardzo obrażone na świat i ukryło się za chmurami, pozostawiając świat w ciemnościach do końca tego dnia.
Westchnąłem głęboko, spojrzałem w końcu przed siebie i aż zatrzymałem się z wrażenia. Kilka metrów ode mnie stał wielki mężczyzna, który wydzierał się na całe gardło i wymachiwał swoją ogromną pięścią w stroną małej i wychudzonej twarzyczki. Zajęło mi to chwile zanim zorientowałem się, że nad tą twarzyczką wyrastały jasne blond kosmyki włosów, które opadały na nią i przykrywały nowe, świeże siniaki. Rozejrzałem się po okolicy i wszystko potwierdziło, że znalazłem się po raz kolejny przy burdelu. Zaskoczony zacząłem się przyglądać sytuacji, która odbywała się praktycznie przede mną.
- Obiecałeś, że dostarczysz pieniądze do końca tygodnia! Specjalnie zainwestowałem je w Ciebie! Miałeś mi przynieść zysk, a nie same straty!- wrzeszczał coraz głośniej, szarpiąc chłopaka w każdą stronę. Blondyn był przy nim tak drobny, że wyglądało to jakby dziecko bawiło się właśnie swoją lalką. - Gdzie są moje pieniądze!?
- Nie ... nie ... mam - z trudem powiedział chłopak, kiedy ręka wielkoluda złapała kurczowo za jego gardło i podniosła do swojego poziomu. Szarpał się i starał się ostatkiem sił odepchnąć rękami, uderzając co jakiś czas małymi piąstkami w jego ręce czy klatkę piersiową. Mężczyzna nie przestawał się wydzierać na całą dzielnicę, co sprawiło, że wokół całego zdarzenia zbiegła się niemała grupka ciekawskich. Z biegiem czasu blondyn stracił siły i zawisł w bezruchu, wlepiając swoje przestraszone ślepia w twarz napastnika.
Poczułem się dziwnie kiedy zobaczyłem jak oczy chłopaka powoli gasną, a jego klatka piersiowa w końcu się nie podnosi. Już nie myśląc podbiegłem do nich i klepnąłem, wielkoluda w ramię.
- Proszę wybaczyć, ale czy mógłby mi Pan wytłumaczyć co się to dzieje? Byłem umówiony z tym oto człowiekiem - wskazałem palcem na wiszącego jeszcze blondyna - Niechże go Pan w końcu puści! - jak na komendę mężczyzna puścił go i zdezorientowany zaczął mnie przepraszać. Wyjaśniając, że o niczym nie wiedział i, że w zaistniałej sytuacji dostanę darmową godzinę. Schylił się głęboko i znów zaczął mnie przepraszać, na co prychnąłem w jego kierunku i spojrzałem na leżącego na ziemi chłopaka.
- Może szanowny Pan chce kogoś innego? Do wyboru jest wiele nowych i młodych chłopaków! - wtrącił się wielkolud, który najwyraźniej okazał się właścicielem całego burdelu i za wszelką cenę starał się załagodzić sytuację. Po stroju widać, że byłem kimś ważnym dlatego, nie mógł sobie pozwolić, żeby moja opinia zepsuła jego cały interes.
- Nie, chcę jego. - powiedziałem uparcie i natychmiast skrzyżowałem ręce na piersi. Chłopak wstał z trudem i jeszcze bardziej zdezorientowany wysilił się na słaby uśmiech.
- Tak więc .... zapraszam - uniósł rękę i wskazał nią pobliskie drzwi do budynku. Przed wejściem do środka obdarzyłem wszystkich spojrzeniem pełnym pogardy, po czym wszedłem w głąb ciemnego budynku, idąc za kulejącym blondynem na koniec starego korytarza. Otworzył ostatnie drzwi i puścił mnie przodem. Jak tylko wszedłem moim oczom ukazało się wielkie łoże, które zajmowało prawie cały pokoik. Jego pościel miała kolor czerwony i była bardzo miła w dotyku. Widać, że dużo w nie zainwestowano. Na ścianie obok było okno, które w tamtym momencie było zakryte przez ciemną kurtynę, sprawiając, że panował półmrok. Ściany były w niektórych miejscach pobrudzone i tapeta odchodziła przy kątach, jednak nie rzucało to się tak bardzo w oczy. Sam pokój był ubogi i prawie bez mebli, jakby chciano się skupić jedynie na jego przeznaczeniu.
Zdjąłem z siebie płaszcz i powiesiłem go na krześle. Moje ubranie nadal kleiło się do skóry, dlatego zdjąłem kamizelkę i rozpiąłem swoją koszulę. Starając się choć w pewnym stopniu odczepić uciążliwy materiał od skóry. Blondyn nadal stał przy drzwiach i wpatrywał się we mnie niewyraźnym wzrokiem, jakby nie mógł zrozumieć co się wokół niego dzieje. Po chwili podszedł do mnie chwiejnym krokiem i rozpiął kolejny guzik mojej koszuli. Spojrzał mi prosto w oczy, dopiero wtedy mogłem zobaczyć jak bardzo były puste, bez jakichkolwiek emocji. Stanął na palcach i dosięgnął moich ust, całując je łapczywie i natarczywie. Otworzyłem szeroko oczy z zaskoczenia i w pierwszej chwili zacząłem go od siebie odpychać, po czym zrozumiałem, że właśnie o to w naszym spotkaniu chodziło. To za to miałem zapłacić. Oddałem się miękkości jego ust i przymknąłem oczy, nadal czując się dość niekomfortowo w zaistniałej sytuacji. Jakby na zawołanie poczułem łzy spływając po mojej ręce, kiedy złapałem jego małą twarz w swoje dłonie i przybliżyłem do siebie jeszcze bardziej. Odsunąłem się prawie natychmiast i moim oczom ukazał się blondyn, który wycierał pospiesznie swoje czerwone oczy. Słychać było cichy szloch i poczułem jak od jego ciała przechodzą do mnie lekkie drgawki.
- Nie musisz tego robić - położyłem dłoń na jego ramieniu, starając się go jakoś pocieszyć. Wiedziałem, że nigdy nie byłem dobry w tych sprawach, jednak widok chłopaka mnie kompletnie załamał i chciałem zrobić coś co mu pomoże i przestanie w końcu płakać. - Możesz się przespać jak chcesz, ja poczekam i wyjdę w odpowiednim momencie. - przemyślałem wszystko w głowie i miałem nadzieje, że mój pomysł wypali. On już przez moment próbował zatrzymać spływające łzy, jednak kiedy usłyszał moje słowa rozpłakał się jeszcze bardziej. Westchnąłem głęboko nie wiedząc co zrobić, ale instynktownie objąłem go mocno i przytuliłem do siebie. On zamarł i nawet nie próbował się wyrywać. Zajęło mu to chwilę zanim przyzwyczaił się do nowego uczucia i w końcu odwzajemnił słaby uścisk, delikatnie objąwszy mnie swoimi rączkami w pasie. Schował swoją twarz w mojej koszuli, która znów stała się mokra, jedynie tym razem od łez. Czułem się jakbym przytulał porcelanową laleczkę, która w każdej chwili mogła się potłuc. Bałem się, że gdy ścisne mocniej to pęknie w moich rękach. Dotarło do mnie, że nie mogę na to pozwolić. Jest zbyt niewinny na takie traktowanie.
- Proszę połóż się i odpocznij - wyszeptałem mu do ucha, na co w odpowiedzi usłyszałem pomruk i jego rączki ścisnęły mnie jeszcze bardziej. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i podniosłem go bez problemu z podłogi, po czym położyłem na łożu. Nie wiem czy bardzo protestował, ponieważ kiedy tylko jego ciało dotknęło pościeli, zamknął oczy i nie chciał już ich więcej otworzyć. Usiadłem na krześle obok i zacząłem się mu przyglądać, mogłem zrobić to w końcu na spokojnie.
Blondyn wtulił się w kołdrę i przytulił mocno poduszkę. Rozczochrane włosy, opadały mu chaotycznie na twarz i nie dało się nic przez nie zobaczyć. Dlatego odgarnąłem je delikatnie ręką i skrzywiłem się na widok jego twarzy. Miał kilka porządnych siniaków i podbite oko, zaschła krew utworzyła stróżek od jego nosa, a spuchnięta warga robiła się coraz bardziej sina. Kiedy skierowałem wzrok na jego ręce i nogi zobaczyłem dokładnie to samo co na twarzy. Był całkowicie poobijany, mogłoby mu tak naprawdę dolegać coś poważniejszego, zważając na to jak ten dryblas go potraktował. Jego klatka piersiowa podnosiła się miarowo, ale bardzo powoli. Położyłem dłoń na jego czole i poczułem jak dosłownie mnie parzy, więc odsunąłem ją szybko. Jego stan sprawił, że moje serce pękło po raz kolejny tego dnia. Nie mogłem więcej wytrzymać. Pierwsza łza spłynęła z trudem, jednak kolejne były coraz łatwiejsze i częstsze. Schowałem twarz w dłoniach i dałem upust swoim emocjom.
- Dlaczego płaczesz? ... - usłyszałem cichutki i zachrypły głos. Nie wiedziałem co miałem mu odpowiedzieć, nie wiedziałem czy w ogóle powinienem to zrobić. Nie rozumiałem dlaczego się w takie coś wplątałem, przecież mogłem w każdej chwili wyjść i zapomnieć o wszystkim. Ale było już na to za późno. Uniosłem głowę i spojrzałem na niego. Chciałem w tamtym momencie po raz pierwszy od dawna być po prostu szczerzy.
- Przez Ciebie - starałem się by mój głos brzmiał normalnie - to wszystko przez Ciebie. - Jego oczy się rozszerzyły i jego usta nagle otworzyły się jakby miał coś powiedzieć, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Ta cisza pomiędzy nami sprawiła, że po raz kolejny miałem ochotę uciec. Jakby pogrzeb matki nie był wystarczającą atrakcją jak na jeden dzień. Nie mogłem zrozumieć dlaczego to ja musiałem przez to przechodzić. Po chwili zrozumiałem, że w sumie nie musiałem przez to wszystko przechodzić sam. Spojrzałem chłopakowi prosto w oczy i w tamtym momencie podjąłem decyzję, której nigdy nie będę żałować i którą bym podjął jeszcze raz jakby było trzeba.

sobota, 23 kwietnia 2016

Principal wants to see you

Piątek. Lekcja matematyki. Nerwowo spoglądam na zegarek. Wydaje się, ze od dzwonka minęła wieczność a tu jednak tylko 10 minut. Soreczka stoi przy tablicy i dyktuje setki zadań. Rozglądam się po klasie, może tylko dwie osoby notują. Reszta zajmuje się sobą. Podpieram głowę ręka a moje oczu robią się cięższe i cięższe. Nagle słyszę swoje nazwisko. Rozglądam się w poszukiwaniu osoby. Nade mną stoi Sorka z wrogim wyrazem na twarzy.
 - Przeczytaj zadanie które własnie podyktowałam.- teraz perfidnie sie uśmiecha. Słyszę ciche śmiechy. Ignoruje je i czytam zadanie. Uśmiech kobiety blednie, straciła szanse na upokorzenie mnie. Pewnie wkrótce to nadrobi. Pomimo senności zawsze wszystko notuje, na takie wypadki jak ten. Znów spoglądam na zegarek, mam nadzieje, ze moje moce sie uaktywnia i czas przyspieszy. Niestety sa tak tajemnicze ze nawet nie wiedza o tym. Jeszcze tylko 25 minut i upragniona wolność. Moje myśli idą w stronę ostatnio przeczytanego fan fiction. Zastanawiam sie co będzie dalej z moim ukochanym shipem.
 - Chodź rozwiążesz zadanie przy tablicy, trochę ruchu Ci sie przyda.- Nauczycielka nie odpuszcza swoich żarcików. Klasa znów wybucha śmiechem. Staram sie to ignorować, jednak czuje piekące łzy. Zaciskam mocno powieki jednak to nic nie daje. Podnoszę sie gdy ktoś puka do drzwi.
- Pani dyrektor prosi do siebie przewodnicząca klasy.- mówi nieznana mi dziewczyna. Orientuje sie ze chodzi o mnie, szybko pakuje sie i wychodzę. 
- Wiesz w jakiej sprawie jestem proszona?- pytam zaciekawiona, jednak nie uzyskuje odpowiedzi. 
- Ale do gabinetu dyrektorki idzie sie inaczej. - zauważam. W tym czasie dziewczyna łapie mnie za nadgarstek i wciąga do toalety. 
- Bądź przez chwile cicho, nie zadawaj pytań. Ja tylko mam pomoc.- Wychodzimy z toalety i dalej idziemy w nieznanym mi kierunku. Wchodzimy po schodach i po chwili znajdujemy sie na dachu szkoły. Nic z tego nie rozumiem. Dziewczyna odchodzi zostawiajac mnie sama. Stoję oparta o ścianę i juz chce wracać, gdy nad moja głowa ląduje czyjaś ręka. Otwieram oczy a przede mną stoi ostania osoba na świecie której bym się spodziewała. Co najpopularniejszy chłopak w szkole tutaj robi? Co ja tutaj robie? Nic nie rozumiem. 
- Chodź przejdziemy się. - Sehun chwyta moja rękę i łączy ze swoją. Żadne z nas sie nie odzywa. Obchodzimy wielki komin a do moich oczu dociera piękny widok. Piknik na dachu. Nadal trzymając swoje dłonie siadamy na kocu. 
- Właśnie spełniałaś moje marzenie, piknik, widok i ważna osoba obok.- Spoglądam w jego ciemne oczy i czuje ze sie w nich topie. Jestem w nim zakochana od początku pierwszej klasy. W moim brzuchu latają miliony motylków. 
- Czekałem na ten dzień od dawna, gdy tylko Cie zobaczyłam nie mogłem zapomnieć Twojego widoku. Codziennie na korytarzu starałem wykonać jakiś krok, jednak zbyt sie bałem odrzucenia. Zawsze byłaś z kimś, to mi nie pomagało. Jedynie ten plan mógł to zmienić.- Jego oczy nie przestawały wpatrywać sie w moje. Czułam rumieńce wkradające sue na moja twarz. 
- Ja..jaaa..tez bardzo chciałam- nie dane było mi do kończyć. Usta Sehuna zaatakowały moje. Całkowicie oddałam sie nieznanemu mi wcześniej uczuciu. Jego usta idealnie pasowały do moich. 
- Halo tu ziemia, zadanko samo sie nie rozwiąże. Chodź tablica czeka. - Znów byłam w ławce a do dzwonka zostało 15 minut. Wszystko było tylko moja wyobraźnia, zrobiło mi sie smutno. Ruszyłam do tablicy, rozwiązałam zadanie i wróciłam. Pomyslałam ze wlasnie napisze swojego one shota na podstawie tego. Tak wlasnie to zrobie. Zapisywałam główne watki, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stała dziewczyna. 
- Pani Dyrektor prosi do siebie przewodniczącego- poderwałam sie szybko, zatrzymałam sie wpół kroku. Chwila przecież nie jestem przewodnicząca. Usiadłam na miejscu i czekałam na dzwonek. Jednak moje życie jest żartem a nie żadnym opowiadaniem czy filmem.  





Maknaex

czwartek, 21 kwietnia 2016

a heart shaped baloon

Mocne uderzenie spowodowało, iż zachwiałam się na nogach. Kolejna grupa rozentuzjazmowanych nastolatek podejmowała daremną próbę przeciśnięcia się, jak najbliżej zwartej grupy ochroniarzy. Mój wzrok powędrował w kierunku unoszącego się balonika w kształcie serca, na co przez myśli przelała się fala zwątpienia, nakładająca się na siebie wraz ze wspomnieniem pierwszego spotkania z chłopakiem. Uśmiech zamajaczył na twarzy wraz z obrazem dmuchania balonika, na dowód zgranej współpracy. "Co ma być to będzie" - zakończyłam rozgrywającą się w głowie dyskusję. Jednocześnie piski i krzyki ogarnęły mnie ze wszystkich stron. W duchu przeklnęłam mój niewielki wzrost, chcąc dostrzec choćby fragment postaci. Nakładającym się na siebie, nieskładnym wrzaskom towarzyszyły błyski lamp i dźwięki migawki. Wspięcie się na palce nie dało rady przebić się przez setki głów. Okrzyki osiągnęły triumfalny punkt po czym umilkły. Moje serce ogarnął delikatny zawód. Nie miałam powodów, by zostać zauważoną, a mimo to na to właśnie liczyłam. Kolejny raz spojrzałam na ten głupi balon, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Moment, w którym już wypuszczałam go z rąk nałożył się na siebie z wibracją telefonu.
"Kilka kroków przed siebie i drugie drzwi po prawej" - nieznany numer wywołał poruszenie pośród organizmu. Czyżby jednak? Rozglądając się dostrzegłam jak ogromna część tłumu zdążyła się już ulotnić. Kilkanaście kroków i z łomoczącym sercem naciskałam klamkę. Przed oczami miałam małą, prywatną, lotniskową poczekalnię i postać zajmującą miejsce na jednym z miejsc. Znakiem charakterystycznym, nawet przy odwróconej twarzy były uszy słodkiego elfa. Szczęście ogarnęło całą moją osobę, równocześnie z rozchodzącym się po ciele ciepłem uścisku Chanyeola.
- Lepszej niespodzianki nie mógłbym sobie wymarzyć.


*Słoneczko*

niedziela, 17 kwietnia 2016

Alone Together part II

Wypuściłem głośno powietrze i zobaczyłem jak mój oddech zamarza natychmiast po opuszczeniu moich ust. Zbliżała się zima, więc szron pokrywał wszystko każdego ranka, a temperatura spadała drastycznie w dół z każdym dniem. Ludzie pojawiali się w długich i ciepłych płaszczach, okrywając się szczelnie szalikami i czapkami, próbując choć w pewnym stopniu schronić się przed mrozem.
Było bardzo wcześnie, dlatego ulice świeciły pustkami. Co jakiś czas można było jednak zauważyć spieszącego się do wczesnej pracy człowieka. Sklepy i targ obok, którego przechodziłem były dopiero otwierane. Właściciele wykładali swój asortyment na widoku i wypisywali  na oknach, czy samych straganach nowe promocje, starając się zdobyć jak najwięcej klientów. Niektórzy nadal nie zrezygnowali z metody zwykłego wykrzykiwania nazw swoich produktów lub ich głośnego wychwalania. Mimo tak wczesnej pory, starsze babcie i tak podnosiły swoje głosy, przekrzykując się zajadliwie. Sprawiło to, że odsunąłem się kilka kroków dalej, nie chcąc stracić przez te skrzeki słuchu.
Zmierzałem prosto do krawcowej po odbiór mojego ciepłego płaszcza. Ostatnimi czasy z powodu to coraz zimniejszych dni byłem zmuszony kupić sobie nowy. Stary i tak miał już w kilku miejscach dziury, a materiał z którego był wykonany strasznie wypłowiał, sprawiając wrażenie szarego mimo tego, że oryginalnie był cały czarny. Kilka guzików ledwo się trzymało, a w lewej kieszeni była mała dziura, która i tak uniemożliwiała mi przechowywanie w niej czegokolwiek, powodując, że każda moneta, banknot czy papier w końcu z niej wypadał. Mimo wielkiego przywiązania postanowiłem w końcu go wyrzucić. Powędrowałem palcami po guzikach i uśmiechnąłem się do siebie, wspominając wszystkie chwile, kiedy miałem go na sobie. Po chwili przeszły mnie niekontrolowane drgawki i wpakowałem ręce do kieszeni, przyspieszając kroku, żeby się bardziej rozgrzać.
Moje myśli powróciły do natarczywego blond chłopaka, jak tylko postawiłem nogę na nieszczęsnym placu. Minęły już prawie dwa tygodnie od kiedy po raz ostatni słyszałem jego głos. Nie będę kłamać, że nie zastanawiałem się co u niego. Wręcz byłem często rozdrażniony, gdyż nie mogłem się skupić na niczym innym. Mimowolnie zabłądziłem wzrokiem w miejsce naszego ostatniego spotkania, jednak ku mojemu zdziwieniu nie zobaczyłem go tam. Zwolniłem kroku i przeczesałem wzrokiem grupkę wyzywająco ubranych ludzi, mimo tego i tak nie mogłem odnaleźć znajomej twarzy. Poczułem się delikatnie zawiedziony, kiedy w końcu wkroczyłem do dalszej dzielnicy, a żadna ręka nie pociągnęła mnie za kołnierzyk w swoją stronę.
***
W Wigilię Bożego Narodzenia po rodzinnym i świątecznym obiedzie postanowiłem się przejść. Ubrałem płaszcz i matka dokładnie otuliła mnie nowym szalikiem, który dostałem pod choinkę, po czym pożegnałem się ze wszystkimi zebranymi w naszym domu i wyszedłem na zaśnieżoną ulicę. Śnieg już przestał padać, a księżyc widniał wysoko na niebie, oświetlając miejsca, które nie zostały oświetlone przez latarnie. W mijających domach i kamienicach słychać było rozweselone głosy i rozmowy, natomiast przez szyby widać było kolorowe ozdoby i całe rodziny siedzące jeszcze przy stole pełnym jedzenia. Przy ratuszu w centrum miasta zobaczyłem wielu muzyków i grajków, którzy ubrani w ciepłe ubrania, grali i śpiewali kolędy, zabawiając przechodzącą publikę. Przykuł moją uwagę jeden mały chłopiec, który ze skupioną miną przygrywał na swojej wiolonczeli. Miał na sobie lekką kurtkę, jednak mimo chłodu i tak nie przerywał swojej gry. Przysłuchiwałem się jego słodkiej melodii, zatrzymując się przy grupce ludzi, którzy postanowili zrobić to samo, otaczając go z każdej możliwej strony. Na moment zapomniałem o bożym świecie, wpatrując się jak jego małe paluszki sprawnie poruszają się po strunach i zaciskają się na smyczku. Poczułem się jakby mnie zaczarował, ponieważ ocknąłem się dopiero kiedy zakończył swój utwór. Nie mogąc się jeszcze ogarnąć z wrażenia, wygrzebałem z kieszeni kilka kopijek i wrzuciłem je do kapelusza leżącego obok chłopca.
- Bóg zapłać i wesołych świąt! - wykrzyknął chłopiec, a ja obdarzyłem go ciepłym uśmiechem i ruszyłem dalej już nie myśląc, gdzie mnie nogi poniosą. Próbowałem odtworzyć w myślach wszystkie nuty jakie dopiero usłyszałem i podśpiewywałem sobie cicho, próbując zapamiętać dokładnie występ dziecka.
Mimo grubych butów moje nogi zaczęły przymarzać, a ja nie chciałem jeszcze wracać do domu. Podskoczyłem kilka razy by je rozgrzać i dopiero wtedy zrozumiałem, że po raz kolejny wylądowałem na placu obok mojej dzielnicy. Ludzi było o wiele mniej, zapewne z powodu temperatury i właśnie odbywających się świąt, dlatego odetchnąłem z ulgą i postanowiłem się po nim przejść. Wszystkie sklepy i bary były pozamykane, a ludzie zebrali się w grupkach przy otwartych drzwiach od budynków, paląc papierosy i popijając alkohol. W pewnym momencie zobaczyłem znajomą blond czuprynę, która stała przy reszcie swoich znajomych. Wszyscy budzili we mnie odrazę i prychnąłem do siebie. Mimo mrozu każdy z nich i tak miał porozpinane koszulki i koszule, tylko niektórzy mieli na sobie porządniejsze nakrycie, a nie zwykłą szmatkę, a o szaliku czy czapce to już nie było mowy. Ich ubrania były jednak bardziej kolorowe, niektóre kobiety miały czerwone lub różowe sukienki do kostek, a mężczyźni różnego rodzaju ozdobne koszule, czy kamizelki. Widać było, że większość zamarzała i trzęsła się z zimna. Blond chłopak nie był wyjątkiem. Ocierał żwawo o siebie swoje ręce i podskakiwał co jakiś czas w miejscu, a jego skóra wyglądała jeszcze bardziej blado niż pamiętałem.
Zatrzymałem się, po czym zapatrzyłem się  w nich z zainteresowaniem i nie zauważyłem kiedy w końcu minął mnie szykownie ubrany mężczyzna z laską w ręce i wysoko uniesioną głową. Chłopak zauważył go prawie od razu i wybiegł w jego kierunku. Kulał lekko na prawą nogę, jednak i tak z gracją i wdziękiem podbiegł do starszego mężczyzny i obdarzył go swoim uśmiechem. Byłem na tyle blisko, że dokładnie usłyszałem przebieg ich rozmowy.
- Dzień dobry, czy jest Pan może zainteresowany? - spytał starszego, a jego głos był tak cichy, że ledwo go słyszałem, z lekkim trudem wypowiadał słowa, czego przyczyną prawdopodobnie było zdarte gardło.
- Może i jestem - odpowiedział szorstko mężczyzna i zmierzył chłopaka wzrokiem, po czym wziął w rękę jego włosy i zaczął się nim przyglądać, chcąc najprawdopodobniej ocenić go jak najlepiej - ile? - spytał nagle, po czym puścił jego włosy i wziął tym razem jego koszulę, sprawdzając z jakiego była materiału.
- 80 kopijek - odpowiedział na co mężczyzna roześmiał się mu prosto w twarz i odszedł od niego tak szybko jak się pojawił. Uśmiech chłopaka znikł i spuścił delikatnie głowę, jednak po chwili ruszył za nim i krzyknął - Ale proszę Pana przecież mamy święta! - dogonił go i stanął przed nim, prezentując mu jeszcze większy uśmiech. - Dlatego będzie taniej! Ile szlachetny Pan proponuje? - zwrócił się do niego pełen nadziei.
- 30 kopijek - powiedział bez wahania mężczyzna i skrzyżował ręce na swojej piersi. - tylko tyle jesteś dla mnie wart- widać było na jego twarzy poniżający uśmieszek. Chłopak natychmiast zbladł kiedy to usłyszał, jednak zaśmiał się nerwowo i próbował wyglądać jakby jego stwierdzeniem nie był w ogóle poruszony.
- Niech będzie ... tak więc 30 kopijek! - słychać było, że słowa grzęzły mu w gardle, jednak jego postura nadal była pewna siebie. - Zapraszam więc - wskazał pobliskie drzwi ręką i puścił mężczyznę przodem po czym nadal lekko kulejąc wszedł do budynku zaraz za nim, a ja nie spuściłem z niego wzroku, aż do momentu kiedy zniknął za drzwiami. Musiał być naprawdę zdesperowany, żeby zgodzić się na tak niską cenę. Stałem jeszcze chwilę w tym samym miejscu, ale kilka minut później znalazłem się już w swojej dzielnicy. Niestety nadal nie mogłem wypędzić blondyna ze swoich myśli.

7 years

Jutro minie siódma rocznica rozpoczęcia mojego trainee. Siedem lat od wyjazdu z rodzinnego domu, siedem lat od zmiany mojego zycia o 360*. Jestem członkiem najsłynniejszego bandu na świecie. Na pierwszy rzut oka moje życie wydaje sie idealne, miliony na koncie, piszczące fanki na, kazdy mój najdrobniejszy ruch. Będąc na scenie wszystko jest tylko grą, fan service, uśmiechy... Nikt, nawet moi "przyjaciele" nie wiedzieli co się ze mną dzieje poza widokiem wszystkich oczu. Jestem zamknięty na świat zewnętrzny. Wszystko czym się zajmuje to mój telefon. Najcześciej zamykam sie na całe dnie w pokoju. Tam czuje sie najlepiej. Tak było tez teraz. Leżałem juz w łożku, gdy ktoś zapukał.
- Proszę - odpowiedziałem znudzonym głosem
- Sehun chcesz porozmawiać?- spytał nieśmiało Baekhyun. W jego głosie słyszalna była troska. Pokręciłem głowa na nie i odwróciłem sie tyłem. Usłyszałem głębokie westchniecie, a chwile po tym zamykanie drzwi. Nie miałem z nim szczególnie dobrego kontakt, pomimo to dzień w dzień przychodził do mnie z tym samym pytaniem a ja go zbywałem. Postanowiłem pójść spać.
- Sehun wstawaj. Mamy wywiad w radiu za godzinę. Weź szybki prysznic i za 30 minut spotykamy się na dole. - Obudził mnie dźwięk głosu Kyungsoo. Zupełnie o nim zapomniałem. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę łazienki. Zrezygnowałem całkowicie z makijażu. Przecież i tak nikt mnie nie zobaczy. Po 20 minutach zakładałem buty. Katem oka zobaczyłem przyglądającego mi się Baeka.
- Powodzenia na wywiadzie - uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłem go i podziękowałem. Odwróciłem się w stronę drzwi i skierowałem się do czekającego juz vana. Po wywiadzie zmęczony kierowałem się prosto do mojego pokoju. Wchodząc zobaczyłam znana mi różowa czuprynę. Chłopak siedział na łożku i czekał na mnie.
- Co chcesz Baek?- nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Potrzebowałem tylko jednej osoby, która była szczęśliwa setki kilometrów ode mnie.
- Prosze Cie porozmawiaj ze mną. Przestań traktować innych jak powietrze. Wszyscy sie martwimy , widzimy jak Ci cieżko. Dopuść nas do siebie. - Jego początkowo spokojny głosik zmienił sie w krzyk. Po twarzy spływały mu łzy. Stałem bezruchu zastanawiając sie nad jego słowami. Nigdy nie przypuszczałem ze ktoś sie może o mnie matrwić. - Nie bądź na mnie zły, ale znalazłem to. - Zza swoich pleców wyjął plik kopert. Zamarłem. Czułem jak w moim wnętrzu buduje sie coraz większa złość.
- S..s..skad to masz? Kto Ci pozwolił?- zająkałem sie. Zacisnąłem dłonie w pieści i rzuciłem sie na Niego w próbie odebrania mojego skarbu. Nie wiedziałem co robie do momentu az na moim ciele znalała sie mokra ciecz. Widok krwi sprawił ze oprzytomniałem. Moja zlosc zmieniła sie w strach. Chwyciłem starszego kolegę na ręce i skierowałem sie w strone toalety. Przemywalem mu twarz woda czekając az ciecz przestanie lecieć, a woda odzyska swój pierwotny kolor. Chwyciłem apteczkę i zakleiłem mu luk brwiowy. Po chwili znów znaleźliśmy sie w pokoju. Czułem ze jestem winny Baekowi słowa wyjaśnienia.
- Przepraszam, straciłem nad sobą kontrole, szczególnie po zobaczeniu listów. - powiedziałem ze szczera skrucha w głosie.
- Juz dobrze Sehun, juz dobrze. - uśmiechnął sie delikatnie. Na ten gest moje kąciki ust mimowolnie uniosły sie. Pomyślałem ze Baek ma racje. Powinienem sie komuś wygadać. Może poczułbym sie lepiej? Niewiele myśląc usiadłem obok kolegi i spojrzałem w jego twarz. Wziąłem głęboki oddech, a potok slow wypłynął z moich ust.
- Dzisiaj jest moja siódma rocznica od wyjazdu na trainee. Zostawiłam tam osoby na których najbardzej mi zależało. Z rodzina mam kontakt cały czas. Brakuje mi mojego kochanego Luhana. Znaliśmy się od trzeciego roku życia. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, z czasem nasz relacja zmieniła się w cos więcej. Byliśmy nierozłączni. Mój wyjazd wszystko zmienił. Skończyłem z nim, zerwałem z Nim wszystkie kontakty, zostawiłem go. Wiem, ze teraz mnie nienawidzi, rozumiem go. Chciałem jedynie zaoszczędzić mu bólu. Nie ochłodziło mnie wtedy ze czułem się jak potwor. Nie chciałem go ranić, a to zrobiłem. Moja mama mi wszystko pisała. Po jakimś czasie znalazł sobie dziewczynę, wzięli ślub, maja dzieci. Mino tylu lat nie przestałem go kochać. Nie wiem czy kiedykolwiek przestanę. Moje uczucie jest zbyt silne. Codziennie staram sie pisać do niego list. Nie zawsze mam kiedy ale staram sie jaj mogę. Opisuje mu swój dzien, odczucia, myśli. Kiedyś chciałem mu je wysyłać, teraz sie cieszę, ze tego nie zrobiłem. Nie chce żeby wracał do przeszłości. Chce żeby był szczęśliwy i tylko na tym mi zależy. Nie zależy mi na moim szczęściu. Jedynie z nim mogę taki byc. Pogodziłem sie juz ze swoim losem. - przerwałem, gdy poczułem chude ręce oplatające moje ramiona. Nie hamowałem juz swoich łez. Swobodnie spływały mi po twarzy. Cieszyłem sie ze nic nie mówił. Nie potrzebowałem od niego słów. Czułem sie w pewien sposób lżej. Po raz pierwszy otworzyłem sie przed kimś innym niż Luhan. Moje uczucia kłębiły sie przez zbyt długi czas. Baekhyun odsunął mnie od siebie i spojrzał w stronę drzwi. Rownież skierowałem tam wzrok. Podniosłem sie zaszokowany i podbiegłem do nich. Stal tam mój ukochany z szerokim uśmiechem na twarzy ale łzami w oczach. Miał ręce wyciągnięte w moja strone. Złapałem go w niedźwiedzim uścisku.
- Tak bardzo tęskniłem Hunnie. Kocham Cie. - szeptał mi do ucha.
- Ja ciebie tez Lu. - rownież wyszeptałem.




Maknaex

środa, 13 kwietnia 2016

So.. I met that girl.




People keep telling me to smile, but what't the point anyway? I'm already faking it in front of the cameras, I don't have to in real life though. I dreamed about being an idol. Now I wish that I have never did that. It's not like I don't like it. I love fans, hyungs are great too, I earn quiet a lot but I hate to lie to people. And that's what I mostly do. Fan service, gay love, fake smiles. And I am not even someone important in the band. Ok, fine I maknae but they could have had another one and none would cry. Oh wait. It would be Kai of I left  Oh, so he would be maknae, visual, main rapper and leader dancer.  Oh well did I sound jealous? That he had best dance solos and all eyes are always on him. That he also sing quiet a lot, that he is the pretty flower boy? Seriously, I am not  Sometimes I even feel sorry for him. Sorry that he trusts all this people around us that much. I don't. That's the problem. I did. And I hoped that they'll make the moment of shine for me. Well they didn't. I'm still back up dancer who sings one line in a song. It's been 4 years.
-Sehun- Kai called me. I looked at him. - Can you bring me something to drink?
I nodded and went down to the kitchen. Kai injured his led,  managers didn't want him to walk if he don't have to. As his roommate and a maknae I have to help him. I did't thought that my "best friend" would take it THAT serious. I mean of course something like bringing drink isn't a big deal but he uses me to many different things.
- Hare you go.- I came back and gave him water bottle, than I sat on my bed again with laptop.
- The comeback is close.- Kai still looked at me.- I have already know that I could not be dancing on it. I have 6 months break. Managers although said that I'll sing more.- I glanced at him. Jongin was waiting for my reaction witch didn't show up. - Maybe you'll be the new lead dancer now? I have heard hyungs talking about that.
  Me? Lead dancer? That's sort of a joke. Well that happened when we ended last tour and Lay hyung was't with us. But for longer distance? I don't think so. Even though I wish that would happen.
Don't be ridiculous Sehun. You'll see tomorrow.
***
I wish that this day would never come. Did I really make myself thinking that they can set me on this place?
We walked into the studio. Managers gave us a motivational speak and hand us song's lyrics.
- There os just one more think.- manager looked at us.- Kai cannot dance so we need now lead dancer.- my heart start beating faster. - Of course Lay will be still on his place but the second lead dancer is needed.- please,please,please.- And we decided that ot of course it will be Xiumin.
And I broke down.
With mood worst than ever I came back to room, sat on bed and looked on laptop. I was searching stupid things, and in fact just looking on the screen.
What's the point of staying here? There is no point. I looked at lyrics. Yes one line in all of course songs. Great, isn't it?
Why I even stay here? They don't need me. No one does. I could leave and none of them would notice. None will cry and want me to stay. So maybe this is what should I do? Leave. Don't come back.
I put shoes and jackets on. I came downstairs and see hyungs and managers having fun. They didn't see me. I opened the door and walked out. It was cold outside even thought it was April. I zipped jacket and it stared raining. Well the weather felt me perfectly. I went down the street. Finally I freeze and came into a sort of a bar. I've never been here. I ordered a beer and sat in the corner in the dark. Those people around were.... different. All dressed in black, with some logo bands that I don't even recognize, mostly tattooed or priced from head to toe. Talking in English or other languages. The loud music calmed a little bit.
" I walked the lonely roud the only one I've ever known. Don't know where it goes but it's home to me and I walk alone"
That lyric was precious. It's just great.I wish I could know what's the song is. It means something. It's not a happy shit for popularity. I slowly drank beer...
listening to the song. It makes me feel better.
- Do you like that song?- foreign girl sat in front of me.- That's not something usual for you, isn't it?
I looked at her carefully. She looked young and wasn't really covered with tattoos. She had piercing on her ear and one on lips and I sow a tattoo on her collarbone but it was covered with her hair.
-You can't speak English or want me to leave?- she asked again.
-No I can.- I replied. I wanted her to stay. She smiled warmly.- What band is that?
-It's Green Day'- she answers.- You have herd of them, right?
I felt ashamed. I didn't. Should I?
- I thought musicians know some of the best world artists.
Wait what?
- You know who I am?- I asked.
- Well you don't ware face mask and your face is in almost everywhere so yeah I know.- She drunk her beer.- Don't worry I will not tell anybody that you were here. But you just looked so down and i thought that maybe you need someone to talk with.
I smiled to her. Yes. I did need someone. But I cannot trust a stranger girl in a bar, can I?
- What about we get to know each other first?- I asked.- It would be easier if I known your name, I'm Sehun.
- I'm Mila. 


 Mila, 20 years old girl who was studying here in art academy. Girl with passionate love to rock music and big hate to fake people. We were talking for, I do not know, 3 hours straight. Than I had to comeback, even thought I did not have calls and text from hyungs yet. 
I came back to dorm. Everybody were still in a living room. It's been a long time since I left but they seems like they did not notice. At least I have got Mila's number and the list of songs to check out. I opened the laptop and start listening to the songs.
" Sometimes I wish someone out there will find me. 'Till than I walk alone"
***
Songs were amazing and make me wake up next day in much more positive way.
From Sehun: I listened to all of them, they are amazing.
From Sehun: Send me some more.
From Sehun: How are you btw?
From Sehun: Mila?
And she did not answered me. Really? Ugh. That's frustrating. Why no one care about me? The day passed. We were eating late dinner in dorm when my phone rang. I lazily looked at screen.
From Mila: Sehun I'm sorry. I cannot use my phone in school becouse we have exams now and I just comeback. Please don't be angry with me. Here are songs. 
So she answered me. She really did!
And this is how the next weeks passed. We were texting each other every day. We started talk about more deep things and she became my best friend. We could meet sometimes too. We always went to the same bar and sat on the same table. 
That's where I'm sitting right now waiting for her. I must tell her that I am starting tour and say goodbye. And there she come. I felt weirdly happy seeing her entering bar. But why she is so sad?
The talk was hard for both of us. 
- Mila I'm going on a tour.- I said finally.- But I'll be back.
She looked at me with tears in her eyes. 
- Sehun, I'm leaving too.- tears come out from her eyes.- But I won't come back.
It broke my heart.
I have never thought saying good bey could be that painful. I'm walked into the dorm.
- I'm glad everything is ended.- manager said and everybody looked at me.- You really thought none will notice? Have you thought about fans, about your career about us? What could they think seeing you with tattooed girl, FOREIGN girl? That's good that we know the head teacher of that art school and he kikes her out.
-It's becouse of you she must comeback?- I could not believed in that, but they nodded.
I went to room, closed the door.
From Sehun: Mila don't leave! My managers are idiots, it;s becouse of them. Don't leave me!
I needed her. I truly did.
From Mila: That will be better for both of us.
From Mila: You need to focus on your career. Promise you will. Please do your best and forget about me. I'm changing my phone number so don't text here anymore.
From Mila: I am sorry Sehun but you need to understand. Goodbye.
Tears show up in my eyes. I put head phones one. I turned Green Day on. The music she showed me is the only thing I have now. She makes me feel different, more happy. Now I'm broken. The cry baby tears come out of the dark. I should have known that it will end like this.

DotMary

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Alone Together part I

Szedłem miarowym krokiem wzdłuż oświetlonego chodnika. W oddali słychać było urywki wesołych rozmów i puszczanej muzyki. Było już po północy, mimo tego i tak wszędzie pałętali się ludzie, którzy udawali się dopiero teraz na imprezy i spotkania ze znajomymi lub właśnie z nich wracali. W niektórych miejscach ulice były zapełnione młodymi ludźmi, którzy chcieli się rozerwać po wyczerpującym tygodniu nauki, czy pracy. Wszystkie bary, paby i restauracje były pootwierane, kusząc grupki znajomych do wydania wszystkich swoich pieniędzy na alkohol, przekąski, czy różnego typu jedzenie. Tak od zawsze wyglądał początek weekendu w moim mieście. Można by spokojnie powiedzieć, że pomimo tak późnej pory i tak nadal tętniło życiem.
Przypatrywałem się zdegustowany przechodzącym obok mnie studentom, którzy coraz to głośniej wykrzykiwali na całe gardło zdania, które nie miały dla mnie najmniejszego sensu. Było widać, że wracali z niezłej imprezy, ponieważ kilku z nich z trudem utrzymywało się na nogach. Wspominali coś o akademiku, o tym, że najwyższy z nich, który miał najwyraźniej na imię Kyuwon, podobno zaliczył dziesięć lasek w ciągu tygodnia i na sam koniec zanim zdążyłem skręcić w inną uliczkę, zaczęli przeklinać wszystkich profesorów i każdą osobę znajdującą się w zasięgu ich wzroku. Przyspieszyłem kroku by jak najszybciej oddalić się od tych godnych pożałowania pijaków. Nie przepadałem za tego typu ludźmi, przysparzali mnie jedynie o ból głowy.
Urodziłem się w bogatej i ułożonej rodzinie, od dziecka miałem wszystko czego zapragnąłem, chodziłem do najlepszych szkół w całym kraju, a moi rodzice byli bardzo ważnymi urzędnikami w radzie miejskiej. Nigdy nie zadawałem sie z ludźmi mniej ważnymi od siebie samego. Nie widziałem w tym żadnego sensu bo po co miałbym sobie brudzić ręce i tracić czas na kogoś kto nie potrafi nic w życiu osiągnąć. Wolałem pozostać w strefie ludzi dobrze wychowanych i dojrzałych, tak jak mnie nauczył mój tata, wpajając mi to do głowy od zawsze.
Znalazłem się w ciemniejszej dzielnicy, która była brzydsza i bardziej ponura niż pozostałe. Budynki rozpadały się od samych fundamentów, niektóre okna nie miały szyb lub potłuczone leżały na ziemi obok. Nikt nie przejmował się śmieciami leżącymi w każdym zakątku, jakby nikt do tej pory nie wynalazł kosza na śmieci. Dzikie psy i koty biegały wzdłuż ścian budynków, ukrywając się przed ludźmi i szukając wśród śmieci potencjalnego jedzenia. Czasami dało się zauważyć nawet szczury, których wielkość była zbliżona do mniejszych kotów. Przeszły mnie drgawki na samą myśl jak wiele zarazków roznoszą i jak wiele szkód mogą wyrządzić. Latarnie były tu rzadkością i oświetlały tylko małe obszary, sprawiając, że wszędzie panował półmrok. Mimo tego i tak zwolniłem kroku, przyglądając się z zaciekawieniem mijającym mnie ludziom, których ubrania były stare i podarte, a brudne twarze niektórych wyglądały jakby nie mieli tu nawet dostępu do czystej wody. Czasami zdarzało się mi zobaczyć kogoś zadbanego i ubranego tak jak ja, jednak byłem przekonany, że to nie jest mieszkaniec z tej okolicy.
W pewnej chwili z moich rozmyśleń wyrwała mnie ręka, która złapała za kołnierzyk mojej koszuli i delikatnie szarpnęła w swoją stronę. Zaskoczony przyjrzałem się jej i skierowałem wzrok na twarz właściciela. Był to młody mężczyzna, możliwe, że o głowę mniejszy ode mnie, który uśmiechał się w moją stronę. Już na pierwszy rzut oka było widać, że to nie uśmiech, a wymuszony grymas, który jednak spokojnie dla większość ludzi mógł wyglądać jak ten prawdziwy. Musiał go już dobrze wyćwiczyć, żeby wyglądał tak naturalnie. Miał blond włosy, które w niektórych miejscach były przydługie i opadały na jego twarz. Mimo tego i tak były dokładnie uczesane i ułożone, sprawiając wrażenie zadbanych. Jego ubiór był prosty, a zarazem dość wyzywający. Miał na sobie znoszoną białą koszulę z rozpiętymi pierwszymi guzikami, ukazując jego bladą skórę na klatce piersiowej, a czarne i obcisłe spodnie uwydatniły jego nogi i uda. Buty miał trochę za duże, a sznurówki w jednym z butów miała inny kolor niż w drugim. Był wychudzony, przez co jego kości policzkowe odstawały od jego twarzy, sprawiając, że wyglądał jeszcze bardziej mizernie. Widać było, że także pod warstwą zwykłego makijażu starał się zakryć swoje cienie pod oczami, co świadczyło o tym, że był do tego przemęczony. Im dłużej przyglądałem się chłopakowi tym bardziej wzbierało się we mnie współczucie. Mój humor natychmiast się pogorszył i spoważniałem, nadal wlepiając w niego swoje oczy.
- Czy ma pan chwilkę? - jego głos był ciepły i trochę zachrypnięty, możliwe, że musiał stać na zimnie już od pewnego czasu, a przy tej temperaturze i w samej koszuli można było się łatwo przeziębić. Dopiero wtedy zrozumiałem o co dokładnie mu chodziło. Moje współczucie natychmiast zamieniło się w obrzydzenie i obojętność. Zrobiłem krok do przodu, chcąc od niego odejść, jednak on zrobił to samo, nadal nie puszczając mojego kołnierzyka. - To naprawdę nie zajmie panu dużo czasu. - jego uśmiech nadal widniał na twarzy. Natomiast jego głos zmienił się drastycznie, zaakcentował każdą sylabę i na koniec oblizał uwodzicielko swoją dolną wargę. Złapałem w końcu jego rękę i odsunąłem ją od siebie.
- Przepraszam ale nie jestem zainteresowany. - powiedziałem chłodnym tonem i znów ruszyłem przed siebie. On nie mógł odpuścić i pospiesznie zrobił to samo.
- Ale mam dla szanownego Pana specjalną okazję ... - przerwał by złapać oddech i postarać się nadążyć, ponieważ przyspieszyłem kroku jeszcze bardziej. - Będzie taniej! - krzyknął w moim kierunku, a ja nawet nie raczyłem się odwrócić - O połowę taniej! - słychać było desperację w jego głosie, widać bardzo mu zależało na pieniądzach, kiedy chciał spuścić cenę, aż tak bardzo. Jednak to i tak było za mało, żebym miał wydać na takie coś pieniądze. Po pewnym czasie jego kroki za mną ucichły, a ja odetchnąłem z ulgą. Zwolniłem i przeszedłem przez resztę dzielnicy, przepychając się przez ludzi zebranych na rozległym placu znajdującym się pomiędzy dwiema bardzo charakterystycznymi i różniącymi się między sobą miejscami. Dzielnicą nędzy i dzielnicą najbogatszych rodów z całego miasta.
***
Pogwizdywałem wesoło wracając z niedzielnego obiadu u mojej ciotki, która mieszkała na drugim końcu miasta. Mogłem wrócić z moimi rodzicami, jednak wolałem pobyć sam i przejść się na spokojnie. Kopnąłem mały kamyk, który wylądował kilka dobrych metrów ode mnie. Kiedy do niego doszedłem powtórzyłem czynność i tak po raz kolejny znalazł się kilka kroków dalej. Zamyśliłem się głęboko, nie zważając na to co dzieje się dookoła. Obiad był udany i zjechała się na niego spora część naszej rodziny. Mój ojciec oczywiście prowadził zacięte dyskusje z wujkiem, co jakiś czas zwracając się do mnie i prosząc o moją opinię na dany temat. Moje zdanie zawsze było ważne dla wszystkich. Jako następca mojego ojca musiałem wykazywać się wielką charyzmą i inteligencją, jednak nigdy mi tego nie brakowało. Dlatego to mnie zawsze proszono o rady, jak jakiegoś mędrca, którego filozofia życia dorównuje Arystotelesowi.
 Moje nogi zaprowadziły mnie znów w to samo miejsce co w piątkowy wieczór. W pierwszej chwili chciałem się cofnąć i przejść inną drogą, ale po szybkich przemyśleniach postanowiłem iść dalej. Chciałem być w domu jak najwcześniej, a to była najszybsza droga. Miałem tylko nadzieje, że na placu nie będzie zbyt wielu ludzi.
Niestety moja prośba nie została wysłuchana, ponieważ po raz kolejny musiałem się przepychać i uderzać przypadkowych ludzi łokciem, żeby zrobić jakikolwiek krok do przodu. Większość klnęła na moje zachowanie i obdarzali mnie morderczym spojrzeniem, jednak ja starałem się nie zwracać na to uwagi i skupić się na wydostaniu się z tego miejsca.
 Kiedy dotarłem do mniej zatłoczonego zakątka usłyszałem znajomy głos. Zerknąłem w jego stronę i zobaczyłem chłopaka, który zmierzał w moim kierunku. Był ubrany w te same spodnie i te same buty, jedynie zmienił białą koszulę na czarną, tym razem zapiętą pod samą szyję. Na jego twarzy było widać fioletową plamkę pod warstwą makijażu, nie rzucała się bardzo w oczy. Jednak po przyjrzeniu się widać było, że to świeży siniak, którego również, tym razem dość skutecznie, próbował zakryć.  Jego oczy wydawały się bardziej zapadnięte niż kiedy go ostatnim razem widziałem, a jego włosy były lekko rozczochrane.
- Może dzisiaj się Pan skusi - pewny siebie podszedł tak blisko, że dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy, układając usta w ten fałszywy uśmiech. Kiedy nie odpowiedziałem, odsunął się ode mnie i opuścił delikatnie wzrok. - Cena jest taka jak była ostatnio ... - jego głos jakby nagle się załamał i pewność siebie znikła. Mój wzrok mierzył go bezlitośnie od stóp do głów. Przepełniło mnie obrzydzenie i mój wyraz twarzy to doskonale wyrażał. Zmarszczyłem czoło i zrobiłem krok w tył. - może być o połowę mniej - rzekł tym razem pewniej. Podniósł wzrok i znów spojrzał mi w oczy, po czym podszedł i położył dłoń na mojej klatce piersiowej. - Na pewno pan tego nie pożałuje - po raz kolejny obdarował mnie swoim uśmiechem. Kiedy poczułem jego rękę natychmiast ją odtrąciłem i zrobiłem kilka kolejnych kroków w tył. Zanim zdążył zareagować odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku domu. Niestety chłopak był zbyt uparty i nie dał mi odejść, chwytając mnie za rękaw od płaszcza. Zdenerwowany wyrwałem mu go, co spowodowało, że chłopak przewrócił się na ziemię. Poprawiłem swój płaszcz i spojrzałem na niego drwiąco, a następnie wyruszyłem w dalszą drogę. Nie wiedziałem kiedy się podniósł i czy coś mu się stało. Mało mnie to szczerze obchodziło, ludzie jak on nie są po prostu niczego warci.



~Teonila~

sobota, 9 kwietnia 2016

Hot Shower


Zmęczony po długiej próbie marzyłem tylko o gorącym odprężającym prysznicu. Wspiąłem sie po schodach i skierowałem w stronę łazienki. Szybko pozbyłem się ubrań. Gdy znalazłem się pod strumieniem wody głośno westchnąłem. Własne tego było mi trzeba.  Stałem nieruchomo przez jakiś czas. Sięgałem po mój ulubiony żel o zapachu truskawkowym, przyznaje jestem mężczyzna ale ten kosmetyk miał piękny zapach. Moja ręka napotkała  przeszkodę w postaci jakiegoś ciała. Chciałem sie odwrocić ale zrobiłem zbyt gwałtowny ruch i wpadłem w poślizg. Złapała mnie duża ręka wielkoluda tulącego moje ciało do swojej umięśnionej piersi. Uśmiechał się szeroko i pokazywał białe proste zęby. 
- C..c..co ty tu robisz?- zapytałem się olbrzyma. 
- Trzymam Cie, a tak po za tym chciałem wziąć prysznic.- powiedział jakby to było coś oczywistego. Poczułem jak moje policzki oblewają się purpura. Wyrwałem się z jego objęć a on chwycił gąbkę i żel. Poczułem jak jeździ nią po moich plecach. Było mi tak przyjemnie. nie zdążyłem powstrzymać jęku przyjemności, który wyrwał mi się z ust. Zjeżdżał niżej i niżej. Jego wielkie dłonie błądziły po moim ciele, zaczynajac od ramion a kończąc na dole pleców. Oddech robił mi sie coraz cięższy. Mogłem zrzucać winę na zbyt gorącą wodę, jednak wiedziałem jaka jest prawda. Teraz kazdy jego najdelikatniejszy ruch sprawiał, że wspinam się na wyżyny rozkoszy. Odwrócił mnie i zaczął pienić moja klatke piersiowa. Jego wzrok był skupiony, przez cały czas wykonywania czynności, na mojej twarzy. Uniosłem swój wzrok w gore i napotkałem jego ciemne prawie ze czarne oczy. Widziałem w nich pożądanie. Zjeżdżając oczyma na dol przekonałam sie o tym całkowicie. Przez jego czarne juz całkowicie mokre bokserki odznaczał sie jego członek. Dlaczego nie jest nagi skoro bierze prysznic? Zadałem sobie sam w myślach pytanie. Niewiele myśląc pochyliłem sie i chwytając za gumkę pociągnąłem je w dol. Chanyeol chyba czekał na mój pierwszy ruch. Twarz przyjaciela rozjaśnił uśmiech, który odwzajemniłem. Przygwoździł mnie do ściany i zachłannie pocałował. Jego wielkie dłonie złapały moje nadgarstki unosząc je nad głowę. Usta błądziły po mojej szyi, przygryzając ja. Dotychczas moje ciche jęki, robiły sie coraz głośniejsze. Nim się zorientowałem wypełniały juz cała kabinę. Uwolnił moje ręce, które błądziły po moim rozgrzanym do czerwoności ciele. Odruchowo skierowałem dłoń w jego idealne brązowe włosy. Przyciągnąłem jego twarz z powrotem do mojej inicjując kolejny gorący pocałunek. Mruknął mi prosto w usta a ja poczułem jak swiat zaczyna wirować. Jego wielka dłoń sięgała w stronę mojego przyrodzenia, gdy spojrzał mi prosto w oczy. Instynktownie się zarumieniłem, miałem nadzieje, że nie zwróci na to uwagi. Moje prośby nie zostały wysłuchane. Do moich uszu dobiegł najpiękniejszy dźwięk na świecie. 
- Jesteś tego pewny Dae? - zapytał z troska. 
- Jak nigdy - nie zdarzyłem nic dodać  na moich ustach znalazły sie jego. 
~~~
-Chłopaki widzieliście Jongdae i Chanyeola?- spytał Kyungsoo schodząc po schodach. Wszyscy spojrzeli na niego zaciekawionym wzrokiem. Żaden z nich nie zwrócił uwagi na długa nieobecność przyjaciół. 
- Byłem w ich pokojach, lecz były puste. - zgodził sie Xiumin. 
- Kiedy zamówimy kurczaka? Jestem głodnyyyyy.. - marudził Kai wtulając się w ramie lidera. Wszyscy sie zaśmiali na jego wilczy apetyt. Kai mógł jeść kurczaka zawsze i wszędzie.
 - Chenchen w aucie coś wspominał o wzięciu prysznica- Sehun oderwał się od telefonu i rzekł znudzonym głosem. 
  - Kto normalny bierze prysznic przez godzinę?-  spytał Suho. 
- Zdecyduj sie. Mówisz o Chenie czy kimś normalnym? - zaśmiał się Kyungsoo.
 - Skoro Jongdae bierze przysznic to co z moim Yeolem?- mruknął Baek. 
- Pójdę go poszukać- Xiumin wstał i skierował się w stronę schodów. Zostawiajac przyjaciół samych.
~~~
Z trudem łapałem oddech. Nigdy nie pomyślałbym ze Chanyeol jest zdolny do takich rzeczy. 
- Ohh hyung nie sadziłem ze jesteś taki dziki- zachrypnięty głos Wielkoluda wyrwał mnie z błogiego stanu. Spojrzałem na niego, lecz nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Zacząłem zastanawiać się czy na dole nie było słychać naszych jęków. Nie chciałem żeby chłopcy wyśmiewali sie z mojej uległości. Zawsze miałem słabość do Chanyeola, nie okazywałem tego zbytnio, wiec nie liczyłem na szybki numerek pod prysznicem.
 - Gotowy na rundę druga? - spytał patrząc mi w oczy, resztka sił pokiwałem głowa. Jego nabrzmiałe usta znalazły drogę do moich w kilka sekund. Wyłączyłem wszystkie myśli i skupiłem się tylko na przyjacielu. Kątem oka zauważyłem kogoś stojącego w drzwiach. Moja rozkosz momentalnie sie rozpadła. Stał tam Xiumin z zaszokowana mina. Odsunąłem od siebie Yeola. Nim zdążył sie odwrocić, podglądacza już nie było. Chciałem wyjsć i zamknąć sie w pokoju aż do śmierci. Chanyeol miał jednak dla mnie inny plan. Złapał moja dłoń i pozostawił kolejny wilgotny ślad na mojej i tak wilgotnej szyi. Nieświadomy jęk wyrwał sie z mojego gardła jako odpowiedz. Po chwili poczułem chłód rozchodzący sie po plecach. Myślałem ze to z powodu rosnącego pomiędzy nami napięcia seksualnego. Było mi coraz chłodniej. Młodszy odwrócił mnie tyłem do siebie a ja stanąłem twarzą twarz z uśmiechającym się szeroko Kyungsoo . Za nim stała reszta zespołu. Sięgnąłem juz po ręcznik aby się ukryć lecz Chanyeol był szybszy. Chwycił mnie na ręce okrywając ręcznikiem i wyniósł z łazienki jak pannę młoda. Zostawialiśmy przyjaciół i skierował nas w stronę jego pokoju. Tam dokończyliśmy to co zaczęliśmy.




Maknaex

czwartek, 7 kwietnia 2016

warm cups of tea with honey

Uchyliłam drzwi i rozejrzałam się wokół. Wnętrze było przytulne, wypełnione ciepłem barw, jak i parujących kubków z napojami. Pomimo dziesiątej wieczorem na zegarku, ludzi wciąż przybywało. Spokojnym krokiem podeszłam do lady i przyjrzałam się wiszącemu nad nią menu.
- Powinnaś koniecznie spróbować tutejszej kawy - płynny angielski napłynął do moich uszu. Odwróciłam się, lekko zlękniona i stanęłam twarzą w twarz z nieznajomym chłopakiem. Jego twarz jednak wydawała się niewiarygodnie znajoma.
- Emmm, nie pijam kawy - niepewność w moim głosie była doskonale słyszalna.
- W takim razie poproszę dwie herbaty z miodem - uśmiechnął się. Nie zauważyłam nawet, że to kolej mojego zamówienia.
- Chyba nie planujesz tu tak stać? - jego głos był niezwykle przyjazny, tak jak i uśmiech, więc niewiele myśląc dałam się poprowadzić do stolika.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Jestem Rozalie - uśmiechnęłam się, na co nieznajomy odpowiedział śmiechem.
- Suho. Wybacz, że się nie przedstawiłem. 
Dwa kubki parującej, aromatycznej herbaty stanęły przed nami, jednocześnie z białą kartką papieru i długopisem podsuniętymi przed nos chłopaka. 
- Tamta dziewczyna - kelnerka, wskazała obojętnie stolik po drugiej stronie kawiarni. Suho wziął długopis i dał zamaszysty podpis. 
- Dziękuję, Elizabeth - podał jej kawałek papieru i szybkim ruchem złapał mnie za rękaw w połowie mojego planu ucieczki. Suho. Suho. Suho. EXO. 
- Usiądź, proszę. Nie spróbowałaś jeszcze herbaty - jego spojrzenie dawało mi znak, bym nie zwracała uwagi na to, że jest międzynarodową gwiazdą kpopu. 
- Zapomnij na dzisiejszy wieczór o tym co jest poza tym stolikiem - jego ciepły uśmiech naprawdę działał. 
Rozmowa ciągnęła się i ciągnęła, przerywana jedynie wybuchami śmiechu. Niczym starzy przyjaciele. 
- Chciałbym Cię jeszcze kiedyś zobaczyć. Jutro? Południe? W parku przy fontannach? - jego uśmiech nie pozwolił mi się nie zgodzić, pomimo wykrzykników pośród myśli. Kiwnęłam głową, kiedy znów złapał mnie za rękaw, w połowie drogi do wyjęcia portfela. 
- Do zobaczenia, Roz.
. . . 
Nadzwyczaj spokojna, ale i niecierpliwa usiadłam na ławce przy fontannach, chwilę przed południem. Park był opustoszały. Praca pochłaniała tu wszystkich. Jedynie kilka nielicznych osób kręciło się alejkami, spacerując z psami. 5 minut po południu, a jedyne co się zmieniło to siedzący na ławce obok chłopak. Myśl o tym, że to co było wczoraj należy do wczoraj z chwili na chwilę coraz bardziej się uwyraźniała. 
- Nie ma mowy. Wiesz przecież, że ja nie - mocny głos chłopaka z ławki obok, rozpraszał moje myśli. Przymknęłam powieki i starałam skupić się na ładnej pogodzie, a nie na tym, jak zostałam wystawiona. 
- Rozalie? - to nie był głos Suho, kiedy pojawił się nade mną cień. Chłopak z sąsiedniej ławki stał przede mną, chcąc ukryć swoją niepewność. Kiwnęłam głową, jednocześnie nie wiedząc, jak powinnam się zachować. 
- Emmm... Jestem Chanyeol, przyjaciel Suho i jakby to powiedzieć... - chłopak błądził wzrokiem po swoich dłoniach - Suho wystawił nas oboje, chcąc umówić nas ze sobą - uniósł spojrzenie, krzyżując je z moim. Mimowolnie roześmiałam się, na co Chanyeol odpowiedział śmiechem. I to był dopiero początek.


*Słoneczko*

środa, 6 kwietnia 2016

Stop - Byun Baekhyun

Stop by Dalton Rapattoni


"Please stop, stop"

Chciałbym,żeby to wszystko się skończyło. Ale nie potrafię tego zmienić. Chociaż bym chciał. Ale... znowu to ale ostatnio za bardzo chcę się usprawiedliwić. To wszystko nie zależy ode mnie. Taki już jestem, nie mogę za to nikogo winić. 
Dzisiejszy dzień znów zmusił mnie do tego czego tak bardzo nienawidzę. Kolejne obelgi, wyśmiewanie. Przyzwyczaiłem się, ale to nadal boli. 


"cause I was hurting on the inside, so I hurt myself on the outside too" 

Otarłem spływającą po policzku łzę. Wszystko zaczęło się nasilać kiedy dowiedziałem się co mi jest. Tak, jestem jedną z tych osób które nie potrafią walczyć z chorobą. Jeździliśmy z rodzicami po wielu klinikach, byliśmy u różnych ekspertów. W końcu się dowiedzieliśmy. Nie radziłem sobie przedtem - teraz jest jeszcze gorzej. Załamałem się. Powiedziałem o chorobie dziewczynie, miałem nadzieję, że może ona mi pomoże. Zarwała zemną po tygodniu. To się nazywa szczęśliwe zakończenie prawda? Mogłem się domyśleć. Byłem głupcem sądząc, że zostanie zemną do końca. Jednak to załamało mnie jeszcze bardziej. Doprowadziłem również do tego, że moi przyjaciele mnie znienawidzili. Choroba się nasilała. Moje myśli mnie zabijały. Tak były też momenty kiedy czułem się naprawdę szczęśliwy, ale zawsze towarzyszyła mi pustka i wewnętrzny smutek. Co tu długo mówić, to mnie wykańczało. Ciągłe zmiany nastroju, wybuchy agresji spowodowały, że wszyscy mnie opuścili. Może zostaliby gdyby znali powód? Ale poco miałbym im mówić, prosić o łaskę, zrozumienie? I tak by nie zrozumieli. Pewnie i tak znaleźliby dobry argument żeby odejść. Tylko Kyungsoo nie zmienił się w stosunku do mnie. Wspiera mnie cały czas. A nawet nic mu nie mówiłem. Możliwe, że się domyślił bo w sumie o wszystkim mu mówię, o wszystkich emocjach, które mnie dręczą. Jednak nie daje tego po sobie poznać, opiekuje się mną, ale czasami nawet specjalnie mnie wkurza. Wtedy jest mi lepiej. Ale nawet jego chęci nie zawsze są pomocne. Pomimo jego wsparcia czasami nie daję rady.

"And I'm waiting for the phone to ring, to hear your voice again" 

Pomimo, że nie zawsze to pomaga potrzebuje jego słów pokrzepienia.

 "'cause you're the only one who can save me from this dark and lonely end". 

Przepraszam Kyungsoo, ale dłużej nie dam rady. Wiem, że załamie to również ciebie, jednak dłużej już nie zniosę tego wszystkiego wybacz mi. 

"I say goodbye to all my memories, and lies to my face" 

Baekhyun otarł łzy i podniósł się z podłogi. Miał już dość takiego życia. Nie mógł wytrzymać z samym sobą. Spojrzał na zdjęcie, które zrobili z Kyungsoo na ostatnich wakacjach. Zdawało im się nawet wtedy, że z tego wyjdzie. On i Kyungsoo zbliżyli się do siebie. Wybrali nawet wspólne studia. Baekhyun miał przetrwać tylko ten ostatni rok. Zaczęliby nowe życie.

"I hold your picture in my hand, so you'll be with me when I go"

Baekhyun wziął zdjęcie i podszedł do okna. Otworzył je.

"Well the ground is looking softer, every second that I wait"

Teraz nie ma już odwrotu. Baekhyun usłyszał kroki za drzwiami. Musi to zrobić teraz. 

"and I kiss your picture goodbye"

-Baekhyun- głos Kyungsoo odwrócił na chwilę moją uwagę. Nie teraz nie mogę się wycofać. Podjołem decyzję. 

Kyungsoo wpadł do pokoju.
-Nie!- bolesny krzyk wypełnił caly pokój. Podbiegł do okna próbując złapać rękę przyjaciela.

"But you were just a little too late, I touched your fingers on my way down, falling faster than I fell for you. And when I look up I see you looking down on me, screaming, crying, begging, pleading, weeping.That's when everything Stopped."








Patrząc teraz na to zdjęcie widzę jak wielkie szczęście mnie spotkało. Bez niego nie dałbym rady. Skoczyłem. Ale znalazł się ktoś kto skoczył zamią. Ktoś kto pomimo tego,że nie jestem idealny chciał, żebym żył nadal. Zawsze jest znajdzie się ktoś taki. Ktoś kto nas wysłucha, będzie z nami na dobre i na złe. Ktoś kto nas nigdy nie opuści i pomoże pokonać nam nasze słabości. 
Miłość i przyjaźń, prawdziwe oddanie potrafią przezwyciężyć wszystko - nawet śmierć.

DotMary

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Pacify Her

"Tired, blue boy walks my way
Holding a girls hand"

He was wearing blue shirt and trousers, slight makeup on his face, which was emphasizing his handsome features even more and messy hair, falling on his face in few places. The sunlight from the opend window felt on him as he was walking by it, making him look like a prince from a fairy tale.
Yes, he was definitly a one for every girl he have ever met. Who wouldn't like to have their own prince on a white horse? That's why every one of them would do anything to have him, from buying expensive clothes to becoming popular just to fuck him at least for once. And he had a lot of girls to choose from but unfortunately for all, he chosed the prettiest and the most bitchy person thet he could ever find. So from that day he wouldn't leave her even for a minute, not giving any other girl attention. What a good boyfriend.
He approached her at the end of the corridor and gave ger a slight peck on her lips, as a cute way of greeting. She looked like she wasn't satisfied with it but she didn't say anything about it, instead of this she gave him full of details speech about what she was doing for the half of a day. I was looking at him for some time. I could see how he lean on the lockers next to his girlfriend, trying to pay attention to her chatter. I smiled and laughed silently to myself. I could see how annoyed he was, how hard he tried to understand her meaningless words. Everything was written in his eyes but I guess she was just to blind to see it.

"That basic bitch leaves finally
Now I can take her man"

On every friday we had a history lessons togheter and that's how we started to getting close to each other. We were not even sitting at the same desk, he just talked down to me one day and I took a chance.
We were close enough to talk about anything and everything at once. We were like escape for each other and we didn't want to end it. Nobody knew about us, about our walks at night in the park, about all of our meetings after school. And we decided to just leave it like that. It was better for everyone to not know about what is happening.
Especially when our relationship turned out to be something more. When he took me to his house and gave me one of the best nights of my life. Especially then.

"Someone told me stay away from things that aren't yours
But was he yours, if he wanted me so bad?"

I've met his girlfriend few times. She looked so suprised every time at why her boyfriend is even talking to a "thing" like me but I always was letting it go. I've just simply didn't care about her opinion at all. It seemd like he didn't care either.
Our 'rutine' become really simple after some time. We would meet at the end of the day in a small motel nearby so nobady would suspect a thing. There was a small and cozy room, with not really comfortable bed but still something for us to escape.
He would always come tired and annoyed with everything but after my touch that everything would be meaningless. He would kiss my skin passionatally, taking my clothes off as he had all time in the world, such a tease. Then few more touches and his clothes would be on the floor too. One kiss and he would already be fucking me for some time, as I belonged to him, just to him.
It was as simple as that.

"Pacify her
She's getting on my nerves
You don't love her
Stop lying with those words"

Days were passing but the nights weren't changing. I didn't mind that. Even though after some time I started to feel weird. I felt like a toy for him to play every night before sleep. Maybe after all I was just a toy.
One day I asked him. It was a difficult decision to do that for some reason but in the end I've finally did it. We were cuddled in the bed, after our finished 'rutine' and I look stright into his eyes. "Do you love me?" just a simple question. "Yes, of course." just a sipmle answer. "Do you love her?" another simple question. Not a simple answer for him this time. He closed his eyes and sighed. I took all of my courage and asked him to consider leaving her. Just consider but my voice sounded desperately, as he had to choose between me or her. He said he will consider it for sure and he did as he said.

***

I was waiting for him in our room for an hour. It was my third time here and I didn't want to stop coming. I thought he will change his mind but maybe he just didn't want it.

 ~Teonila~

Pacify Her